Po wakacjach na południu Polski jednogłośnie stwierdziliśmy, że morzu daleko do gór i definitywnie będziemy każdy urlop choć w części spędzać w górzystych rejonach. Na szczęście głód nadmorskich plaż i niedobór jodu możemy zaspokajać regularnie, co zapewnia nam bliskość morza. Złote piaski witają nas już po 45 minutach jazdy autem.
Z tej okazji skorzystaliśmy także i wczoraj, kiedy pomimo wietrznej i lekko deszczowej aury postanowiliśmy obejrzeć zachód słońca na plaży w miejscowości Callantsoog. Niedawno opisywałam te rejony we wpisie o Łabędzich Wodach.
Góry są piękne, dzikie, zachwycające. I morze jest piękne i dzikie, i zachwycające. Na plaży nie było już prawie nikogo, co nie dziwiło, zważywszy na wiatr sypiący piaskiem w oczy i przewiewający czaszkę na wylot. Nie przeszkadzało nam to jednak podziwiać siły natury, ciskającej morskie fale i przeganiającej najróżniejszego koloru chmury. Kocham morze. Jest potężne i majestatyczne.
Jestem szczęśliwa, że mogę podziwiać jego piękno, kiedy tylko chcę! Oto kilka ujęć z wczorajszych wyjątkowych chwil.
Dodaj komentarz